Wtorek, 12 lipca. Jest 14:10 czasu lokalnego. Siedzimy, a właściwie spoczywamy, razem z Jarkiem na fotelach w terminalu D lotniska Moskwa-Szeremietiewo. I tak od dobrych 14 godzin. Ale po kolei :).
Idea dość szalonego tripu do Azji zrodziła się na początku roku, mniej więcej w tym samym czasie co pomysł organizacji dużego LANa w Counter-Strike’a. LAN – SGH GameFestival 2011 – odbył się w długi weekend majowy i zakończył się pełnym sukcesem. Od tamtego momentu byliśmy pewni, że tak samo będzie i z wyjazdem. Z resztą nie mogliśmy myśleć inaczej, bo wstępną trasę wytyczyliśmy już w marcu i wtedy też zakupiliśmy bilety lotnicze.
Jeszcze kilkanaście dni temu plan podróży był jasny: wylot z Okęcia, międzylądowanie i noc w Moskwie. Następnie rosyjski Aeroflot wysadza nas w Delhi, skąd lokalnymi liniami lotniczymi przemieszczamy się do Kalkuty w Zachodnim Bengalu (paradoksalnie jest to nazwa wschodniej części Indii). Po zwiedzeniu okolic Kalkuty (dokładnie wszystko mieliśmy ustalać na bieżąco) planowaliśmy przejazd przez Bangladesz ze zwiedzaniem jego stolicy, Dakki. Dalej powrót do Indii – tym razem do ich północnych terytoriów, skąd uderzyć mieliśmy do Nepalu, pochodzić po Himalajach i z Katmandu przez Delhi i Moskwę wrócić do Polski.
Taki był plan. Był, bo sprawy się nieco pokomplikowały :). Jak się dowiedziałem składając wniosek o wizę indyjską, do Indii możemy wjechać tylko dwa razy. To oznacza, że teoretycznie z planu wypada nam Bangladesz, gdyż zabrakłoby nam wtedy możliwości wjazdu przy powrocie z Nepalu. De facto jednak nic nie jest jeszcze przesądzone, i jak cała podróż, tak i ten jej fragment będzie pewnie ogarnięty dość spontanicznie ;).
Aktualnie za nami lot z Warszawy do Moskwy – wylecieliśmy wczoraj o 19:30 czasu polskiego. Dodam od siebie, że był to mój pierwszy lot samolotem i… zakochałem się :). Pogoda była idealna, tzn. chmury były na tyle nisko, że gdy wznieśliśmy się na kilka tysięcy metrów moim oczom ujrzał się jeden z najwspanialszych widoków mojego życia – ocean perłowej bieli oświetlony złotym blaskiem zachodzącego słońca. Do tego samo uczucie wznoszenia się przyprawiło mnie o motyle w brzuchu. Już nie mogę doczekać się lotu do Delhi!
Z ciekawostek warto dodać, że do Moskwy lecieliśmy ze świeżo upieczonymi zwycięzcami siatkarskiej Ligi Światowej – reprezentacją Rosji. Chłopaki o dziwo nie byli jakoś niesamowicie radośni, ale wódka po starcie się lała ;). Dopiero na koniec lotu ożywili się na tyle, że po wylądowaniu zaczęli bić brawa swoim współbraciom – pilotom. Sam lot zleciał mi baaardzo szybko, niby w powietrzu byliśmy dwie godziny, ale zupełnie tego nie odczułem. Widoków zbyt dobrych nie było, bo lecieliśmy w nocy przy sporym zachmurzeniu, ale białoruski Mińsk mi się w oczy rzucił, a i Moskwa nocą z lotu ptaka wygląda pięknie.
Przylot i procedury po nim następujące zakończyły się chwilę przed północą czasu moskiewskiego. Na lotnisku ruch w nocy jest zdecydowanie mniejszy niż w dzień, toteż i my postanowiliśmy zająć wygodne (pojęcie względne – do spania żadne krzesło się nie nadaje) miejsca i uprzednio zakupiwszy prowiant w sklepie bezcłowym (jednak ceny na Okęciu lepsze niż tutaj) spędzić noc w miarę możliwości owocnie :). Znaczy się, popiliśmy trochę a później położyliśmy się spać.
Niestety nie wszystkim odpowiada to, że podróżni śpią w lokalach gastronomicznych. W szczególności nie podoba się to ich właścicielom i pracownikom. Ponieważ jednak nie chcą oni wypraszać śpiochów przed otwarciem punktu, puszczają głośno muzykę by ludzie sami sobie poszli. No cóż, nie wszyscy Rosjanie to uprzejmi ludzie, ale nie tracę w nich wiary ;). W razie potrzeby zawsze można przespać się na krześle bądź ławce, których na lotnisku nie brakuje. Niestety kręgosłup dość szybko zaczyna dopominać się o komfort…
Nasza bytność na Szeremietiewie powoli dobiega końca – gdy piszę to zdanie dochodzi 15 czasu lokalnego, a ok. 18:50 zaczyna się odprawa. Jakie wspomnienia mi stąd zostaną? Na pewno pracownicy sklepów lotniskowych nie mówiący po angielsku i ja, starający się z ładnym akcentem odpowiadać na ich memłanie słowami „ja nie gawari pa russki” :). Ale generalnie nie narzekam, Aeroflot ma piękne samoloty, lotnisko jest czyściutkie i ciągle sprawia wrażenie nowości. Podejrzewam, że Delhi, a tym bardziej Kalkuta, mnie tak pozytywnie nie zaskoczą…
Co do Kalkuty – pogoda na najbliższe dni to ponad 32*C (odczuwalne ponad 44*C), wilgotność ponad 80%, codziennie burze. Będzie hardkor :).
zdziwiłem się trochę Twoim opisem rosyjskich linii lotniczych – jeszcze 2 lata temu czytałem zupełnie inne komentarze na ten temat. a tak przy okazji – spróbuj pospać na naszym lotnisku 🙂
Moskwa – Moskwą, lotnisko – lotniskiem… już 2 doby w prawdziwie innym świecie, a na stronie ciągle nic:-). Czekam z niecierpliwością
Hej. Cala rodzina cie sciska i dziekuje za wiadomosci. Sztrasznie ci zazdroszcze, ale dobrze ze przecierasz szlaki. Notuj wszystkie przydatne informacje. Poproszę o magnez na lodowkę:). Pozdrowienia
Witaj synku. Czekamy z niecierpliwością na dalsze relacje z Indii, a przede wszystkim na wiadomość, że jesteś zdrowy i szczęśliwy. Obecnie jesteśmy sami w domu, bo całe Twoje rodzeństwo, bratowa i bratanek są w Polskich Tatrach (wszyscy razem). Pozdrawiam Ciebie wraz z tatą, całuję i mocno ściskam. Mama
Tak się składa, że też byłem w Indiach w ten sam sposób, czyli Warszawa-Moskwa-Delhi. Strasznie się śpi na tych niebieskich krzesełkach. Lotnisko w Delhi jest piękne. Przed skorzystaniem z moto-rikszy uzgodnij cenę 🙂 Pozdrawiam i życzę udanego „wypoczynku” 😀